but I thrive because I say I do

and because it’s what I write…

no okej, jednak z perspektywy czasu wyjazd do Paryża był naprawdę zasadny – głęboki wydech potrzebny przed głębokim wdechem przed tym piekielnym tygodniem, który się rozpętał i właśnie jego początek końca (niedziela) się rozpoczął: ale na nią przewidziane są tylko relaksujące atrakcje.

tydzień zaczął się bowiem poparyskim przeziębieniem, niosącym wręcz objawy delty z dalekich stron, a pilnych zadań do wykonania nie brakowało. w Paryżu ominęła mnie premiera CyberEgo™ w Vogue’u, której spodziewałem się jeszcze przed wyjazdem, ale grafika nie weszła do druku i miała być wrzucona online, tuż obok zdjęcia Loli Banet, Owczarka i Janka Wasiuchnika – i jestem przezczęśliwy, że znalazłem się w tym zestawieniu obok właśnie tych osób, które sam podziwiam za swój klimat, staranność i pracowitość – plus czuję się kreatywnie częścią tej paczki – i nie byłem gotowy w Paryżewie na jakiekolwiek ogarnianie postów do komunikacji swojej pierwszej firmy bo to zadanie wymagające skupienia i burzy w mózgu.

na początku tygodnia przyszedł też czas na retusz zdjęć Deemza do jego książeczki, a deadline był w poniedziałek wieczór. edit ten zajął cały wieczór i kawałek nocy a wokół biurka wyrósł stos zakaźnych chusteczek. zdjęcia zaakceptowane, więc we wtorek urodziny Zoni, które wypadły w dzień kończenia okładki Coalsów i retuszu dla Nike dla kolegi zza granicy: misja jak się okazało na kilka rund, kilka wieczorów i zakończona z mojej strony desperacką wiadomością: sorry, już nie umiem tego zrobić lepiej.


(if you have this much work that you want to puke don’t forget this makes you happy; sacre coeur paris 30.08.21 – Kuba aka gate68)

środa: ogarniania komunikacjI CyberEgo™, bo to w końcu najbardziej rozbudowany koncept i z dalekosiężnym celem. pierwsze pokazanie na światło dzienne zakończone satysfakcją. po tym w głowie gierka do projektu, na który mamy czas do końca miesiąca, co zajęło cały wieczór rozkminy i szukania inspiracji. w międzyczasie moodboard dla 2005 którym zajęła się Anka, i sesja w przyszły weekend ma dobre perspektywy.

misja: animacje do Zalando, wyzdrowienie i pierwszy dzień w nowej pracy. animacje to misja chyba najpoważniejsza z nich wszystkich i robiona na szybko ze Stefanem z wyjątkowo gładkim workflow, testująca przy okazji skille, których trening aktualnie się przyda: graficzne drobnostki, wdrażanie efektywnej rozkminy i przede wszystkim sprawnej komunikacji. w tle pierwszy dzień w Meero jako fotograf packshotów w ramach finansowego odkucia: paradoksalnie dzień wytchnienia, bo warunki i lunch były super, a sprawny system pracy stworzył wręcz wrażenie medytacji.

w powyższe wplecione różne towarzyskie ceremoniały wyjątkowo bez trawy: posiadówa z Aleksandrem, urodzinki z Zochą, piknik z Dominikiem, królową i Maresz. dodatkowo mam tomik poezji Lany w dłoniach i znów przypomina mi się, dlaczego ją cenię. wydała też Arcadię, którą sobie cenię ale mam nadzieję że na nowej płycie nie pojawią się tylko podobne ballady. teledysk też podsycający wizerunek ‘pięknej poetki Ameryki, a kolejny kierunek pewnie znów zaskoczy. mam do słuchania trochę innych osób, więc ona niech sobie spokojnie robi swoje i będzie z boku.

tydzień opowiedziany, niech zostanie na przyszłość na kartach tej księgi.