paryż 2021 to przykład takiego wyjazdu, który nie powinien mieć miejsca – mocne to słowa, ale w kontekście braku hajsu i przekroczonych dawno deadline’ów, właśnie jako taki go zapamiętam. już od początku czułem silną potrzebę odbodźcowania, nie-generowania nowych wspomnień i wydatków, co w praktyce było niemożliwe – raz, że pojechałem tam z najbliższymi memu sercu osobami, to jeszcze okazało się, że na miejscu jest sporo ziomów i seria spotkań będzie nieunikniona. i dobrze, bo spotkania były przyjemne i niezwykłe; ciemną stroną było jednak to, co trzymałem z tyłu głowy – czyli świadomość, ile roboty jest do zrobienia przed kompem: do zaplanowania, wyedytowania, rozkminienia, odpisania, wysłania, poprawienia. mało korzystny moment na wyjazd, na którym otoczenie nie będzie sprzyjać pracy.

reakcją obronną umysłu na ten brak rozsądku było gówno pod nosem przez niemalże cały wyjazd, jakby moja podświadomość krzyczała: nie jedźcie już ze mną nigdy i nigdzie więcej. zupełny nonsens, skoro można było korzystać z radością. plus przeziębienie, które przywiozłem ze sobą do Warszawy, i które, delikatnie mówiąc, nie zapewnia dużej produktywności i jasności umysłu.

ale jest druga strona medalu, jak zawsze! myślę, że ten wyjazd był superważny w ramach odświeżenia wspomnień, przypomnienia sobie o swoich ambitnych planach z przeszłości i uświadomienia sobie, że wiele z nich już się spełniło. ehh, serce przewietrzone, pisałem ten wpis przez tydzień, czas wziąć się do roboty.